„Człowiek to
brzmi dumnie”
Czy aby na pewno dumnie?
Tak mi się kiedyś wydawało. Dopóki nie przyjrzy się ten
człowiek sobie uważnie swoimi oczami, lub oczami, które potrafią przeniknąć aż
do szpiku kości i rozdzielić człowieka na dwoje, ukazując mu prawdę o samym
sobie. Prawdę, która jest obrazem mojego pokręconego umarłego życia, bez reszty
zawładniętego przez świat rozhulanego życia, w zabawach i alkoholu bez umiaru i
krytycznego spojrzenia na samego siebie. Myślałem, że tak należy żyć, ale to
nie było prawdziwe życie, lecz prawdziwa śmierć. Jednak Ktoś postanowił wyrwać
mnie ze szponów śmierci i obdarować Prawdziwym Życiem.
A gdy On coś zamierzy
to nie ma takiej siły we wszechświecie, która by potrafiła Mu się przeciwstawić
w Jego zamierzeniu.
Wielki i wspaniały
jest Bóg, Jemu cześć i chwała na wieki wieczne za niezmierzoną Miłość Jego i
Ofiarę Zbawienia naszego,
Amen.
Kochałem szaleć w świecie, balować kilka razy w
tygodniu, jeżeli tylko można było, przylepiać się do kobiet, najlepiej mężatek
i używać życia jak można było: „do utraty tchu” nie martwiąc się o przyszłość i
zatracając się w tym życiu bez jakiejkolwiek krytyki, bo wypadało tak żyć w
moim towarzystwie.
Najbardziej cierpiała na tym moja rodzina ( żona
i mały wtedy jeszcze syn), to oni musieli znosić moje fanaberie, gdy
przychodziłem do domu „uwalany” w pestkę z pretensjami do wszystkich i do
nikogo w szczególności. Tydzień bez jakiegoś „przyjęcia” uważałem za stracony,
nie zaliczyć „kielonka” z przyjaciółmi toż to jawna strata czasu, przecież
życie jest piękne, szczególnie przez dno od butelki i w towarzystwie innych
takich samych jak ja „używających” życia.
W pracy też nie żałowałem sobie, kiedy tylko
miałem okazję to chlałem na umór, bo jak zacząłem to musiałem zalać pałę do
końca, nic się wtedy nie liczyło, ważne było tylko dopicie do końca a utrata
wszelkich hamulców była tego konsekwencją. Przy tym wcale nie wyglądałem na
takiego pijusa, teraz wiem, że to moja żona dbała o mój wygląd pomimo ciągłych
kłótni między nami, zawsze chodziłem zadbany i w czystym ubraniu, czasem się
dziwię jak ona to wszystko wytrzymywała, co sprawiało, że nie kopnęła mnie w
cztery litery i nie poszła szukać szczęścia, z kim innym.
To chyba jednak jest miłość z jej strony, pomimo
że się do tego nie przyznaje, choć na zewnątrz wygląda na kobietę twardą to
jednak pod tym pancerzem dla świata ze stali, bije serce wrażliwe i kochające
naprawdę szczerze do samego końca.
Teraz błogosławię Panu Jezusowi za żonę, jaką mi
dał, bo tylko On wiedział, kto będzie dla Niego najlepszym narzędziem do
zapanowania nad tym moim poplątanym życiem i będzie miał dość siły by to
wszystko przetrzymać. Wiem, że On od zawsze nade mną czuwał i prowadził mnie do
Siebie powoli, ale jednak stale. Pomimo pijanego umysłu nigdy nie mogłem szczerze
i nawet nie szczerze powiedzieć coś przeciwko Niemu lub zacząć bluźnić tak jak
czasami robili to moi koledzy, nie zdając sobie zupełnie sprawy, co i na kogo
wygadują, czułem się wtedy zawsze niewyraźnie, teraz wiem, że to Pan Jezus
wybrał mnie i dawała znać o sobie Jego Miłość.
Pomimo tego życia zaczęło mnie ciągnąć zupełnie
nagle w kierunku „religii”, zaczęło mi się podobać chodzić od czasu do czasu do
kościoła ( byłem nominalnym katolikiem), po komunii mojego syna czegoś zacząłem
pragnąć, sam nie zdając sobie sprawy czego pragnę.
Pomimo całej otoczki w kościele katolickim i
uczestniczenia we mszy nie znalazłem spokoju i czułem, że z Bogiem nie da się
„załatwić” niczego, bo widziałem coraz lepiej samego siebie i powiem szczerze,
nie był to widok zachwycający. Spowiedź pomimo chwilowego uczucia spokoju nie
załatwiała niczego i wydawała mi się nie na miejscu. Gadać komuś do ucha moje
najskrytsze sekrety i wierzyć, że to wystarczy Bogu?, nie tu coś nie „grało”.
Pewnego dnia będąc w pracy zacząłem rozmawiać z
kolegą po fachu Jackiem ( oboje pracujemy jako kierowcy, choć już niestety nie
razem), którego nie bardzo lubiłem, ( dziś jest to mój najukochańszy brat w
Chrystusie) na temat Apokalipsy i końca świata, co czeka ludzkość i czy jest
jakaś nadzieja dla nas jako ludzi, czy stoczymy się w otchłań jakiegoś
kataklizmu jak mówi o tym Biblia.
Nigdy nie czytałem Biblii, bo mnie to nie
interesowało; nie jednak kiedyś sięgnąłem po Biblię, chciałem sprawdzić teorię
jakiegoś pisarza na temat odwiedzin naszej planety przez „paleo astronautów”,
na potwierdzenie, czego miał być Stary Testament i wędrówka Żydów po pustyni.
Wiecie, czego dowodził autor?, ni mniej ni
więcej tylko, że ci „astronauci” testowali wpływ jednostajnego pokarmu (
czterdzieści lat manny z nieba, produkowanej przez specjalną maszynę) na ludzki
organizm, czy może wystąpią jakieś zwyrodnienia, itp. bzdety, wiecie, że ja w
to wierzyłem?.
Ale
wracając do rozmowy z Jackiem, oboje nie wiedzieliśmy za bardzo jak odnieść się
do Biblii, on trochę ją czytał, ja jeszcze w tedy nie. Pomyślałem wtedy o moim
kuzynie Romanie, który zna Biblię, bo kilka razy starał się mi mówić o Bogu i
Zbawicielu, a ja uważałem to za jakieś „głupoty” jak zresztą cała moja rodzina,
jednak przy naszej dyskusji z Jackiem, jak raz nadawał się do wyjaśnienia nam
„palącego” problemu i objaśnienia nam Apokalipsy. Wiele przez telefon to myśmy
się nie dowiedzieli, bo i jak?. Muszę powiedzieć, że nie rozmawiałem z Romanem
z osiem lat, kiedy to pożyczyłem od niego Biblię do sprawdzenia teorii Denikena
czy innego autora owej teorii, ( wiecie, wpływ jednostajnego żywienia...)
Biblia przeleżała na półce ładnych kilka lat i w życiu bym nie przypuszczał, że
Pan będzie kiedyś do mnie przemawiał poprzez nią właśnie.
Dyskusja Jackiem, wtedy jeszcze moim kolegą z
pracy, skończyła się niczym, no może wiedzą o tym, że nic nie wiemy.
Jednak wieczorem przyjechał do mnie kuzyn Roman,
( ten, do którego dzwoniliśmy w czasie naszej „uczonej” dysputy z Jackiem)
bliski kuzyn wraz ze swoją żoną Lidią, nasi ojcowie są rodzonymi braćmi, i
zaczął zwiastować mi Ewangelię o Panu Jezusie i Jego Ofierze za nasze grzechy.
Wtedy po raz pierwszy poczułem wielki niepokój o
swoją relację między mną a Bogiem, zobaczyłem wtedy niewyraźnie jeszcze, że
droga do Pana Boga nie wiedzie przez moją poprawę i ogólne bycie „dobrym”, lecz
poprzez Krzyż Pana.
Brat Roman przyniósł mi wydawnictwa Fundacji
Strumień Życia, z poselstwami brata Wathmana Nee i Witnesa Lee, które wręcz
zacząłem pożerać jakby pragnąc nadrobić stracony czas swojego życia. Wtedy te
poselstwa bardzo mną wstrząsnęły i poczułem natychmiastowe pragnienie przyjęcia
Pana Jezusa do swojego serca i życia jako mojego Zbawiciela.
Kiedy piszę „natychmiastowe”, mam na myśli jakiś
tydzień wewnętrznej walki, z której zdałem sobie sprawę dopiero po przyjęciu
Pana Jezusa.
Kiedy postanowiłem pojechać do Romana i wyznać
Pana Jezusa jako swego Zbawiciela, Szatan zaatakował mnie w bardzo perfidny
sposób, nie mogłem zejść z ubikacji przez jakąś godzinę może półtorej? To
przyszło, kiedy byłem już ubrany i miałem zamiar wyjść z domu, by jechać do
brata Romana chcąc przed nim zawołać do Pana Jezusa. Wiecie? to była bardzo
męcząca i wyczerpująca walka. W końcu powiedziałem na głos, że i tak pojadę
choćby nie wiem co, i?... Jakby ręką odjął.
Czasami różne walki staczamy z Oskarżycielem,
ale ta była wyjątkowo wredna.
W końcu, gdy dotarłem do Romana i wyjaśniłem, po
co przyjechałem, brat i jego żona bardzo się ucieszyli, usiedliśmy przy stole i
Roman poprowadził mnie w modlitwie, poprosiłem Pana o ratunek dla mnie i
Zbawienie wyznając Go jako swojego Zbawiciela, i wiecie, co? Nic się nie stało,
nie rozbłysnęło żadne światło, nie usłyszałem żadnych fanfar, nie zobaczyłem
żadnych aniołów i po rozmowie poszedłem do domu zastanawiając się czy przypadkiem
ktoś nie nabił mnie w butelkę.
Jednak Pan Jezus Jest wierny Swoim słowom, kto
do Niego przyjdzie tego nie odrzuci precz, po trzech dniach zauważyłem, że nie
potrzebuję do rozmowy ALKOHOLU!!!.. Co jest, mówię, nie mogę tego paskudztwa
wziąć do ust?, „balowanie” i pociąg do innych kobiet wydał mi się czymś
wstrętnym.
To było wstrząsające, Pan na świadectwo dla mnie
usunął pragnienie picia i balowania, żona i syn nie wierzyli przez długi czas,
że nie piję i ciągle czekali na to aż zacznę, ( prawie przez dwa lata zanim
uwierzyli) zacząłem uczestniczyć w spotkaniach chrześcijańskich, karmiąc się
Panem, co dzień i modląc się nieporadnie do mojego Zbawiciela.
A Pan pracował na de mną, co dzień.
W ciągu kilku dni powstało w moim sercu
pragnienie natychmiastowego chrztu, po kilku tygodniach odbywała się
konferencja chrześcijańska w Jachrance pod Warszawą, organizatorami byli bracia
z Fundacji i pojechałem tam pełen radości i oczywiście nie zawiodłem się.
Zobaczyłem tam pierwszy raz ludzi cieszących się obecnością Bożą w swoim życiu,
ludzi z Rosji, Węgier, Niemiec, Anglii i Ameryki, zupełnie byłem tym wszystkim
oszołomiony, tam przyjąłem chrzest w Imię Pana Jezusa. Było to dla mnie czymś
niesamowitym, pokój w sercu i wielka radość z przynależności do Ciała Pana
Jezusa Chrystusa. Wróciłem z konferencji naładowany wręcz radością nowego
życia.
Teraz niestety bardzo rzadko spotykam się z
bratem Romkiem ze względu na kierunek w jakim podąża społeczność u brata, nie
będę się rozpisywał na ten temat, jedno tylko powiem: choć nie zgadzam się z
wieloma rzeczami w tej społeczności to zawsze pozostaną w moim sercu jako
bracia i siostry w Chrystusie Jezusie. Pan Jezus prowadzi każdego tam gdzie
chce go widzieć i używać tak jak tego potrzebuje, choć nie uczestniczę w nauczaniu
u brata Romana zawsze będę kochał ich wszystkich i błogosławił Pana za
postawienie na drodze mojej człowieka z Jego Ewangelią Zbawienia.
Teraz
spotykam się ze społecznością w Katowicach nie dlatego że jest mi tu wygodniej
czy lepiej, lecz ze względu na Pana Wolę, bo to Jego mamy słuchać i przez Niego
mamy być doskonaleni na drodze życia z Panem Jezusem Chrystusem. To tutaj w
Zgromadzeniu Pan objawił mi moją śmierć razem z Panem Jezusem, bo to w Nim
schowani jesteśmy i w Nim osądzeni przez Boga Wiekuistego, i razem z Nim
powstaliśmy do życia wiecznego niedostępni dla grzechu w starym człowieku, bo
przecież grzech nie może dotknąć Pana Jezusa, a my w Nim przebywamy
nieustannie. Stary człowiek umarł na Krzyżu Pana, bo tam umieścił go Bóg i
osądził, wykonując sprawiedliwy wyrok za moje grzechy, na Panu Jezusie.
Najwyższemu Bogu cześć i Chwała na wieki wieczne za
Jego Syna Jezusa Chrystusa z Nazaretu,
Zbawiciela mojego.
Amen.
Jestem wierzącym od czterech lat, lecz nowo
narodzenie przeżyłem dopiero teraz 14 stycznia 2003 roku, Pan w niewysłowiony i
nie do opisania sposób przemówił do mnie w sercu moim ukazując Jego Krzyż i
mnie skrytego w Chrystusie, moje stare życie ukrzyżowane z Nim i wszystko to,
co składało się na Zbigniewa Kwietnia, moje ja, pragnienia, walkę o własną
sprawiedliwość, chęć bycia „dobrym” chrześcijaninem, widzenie w innych braciach
i siostrach tylko samych wad, stare pożądliwości wlekące się za mną przez całą
moją drogę z Panem, ( nie była to wóda, to Pan usunął ze mnie na dobre) i inne
pragnienia, które przywodziły mnie do wielu upadków, jednym zdaniem: starego
człowieka.
Płakałem (choć nie zdarzyło mi się to od
dzieciństwa), wykrzykiwałem podziękowania dla Pana Jezusa Chrystusa za Jego
Krzyż, tańczyłem i skakałem po całym mieszkaniu jak motylek ( warzę 120 kilo!
), to znowu śmiałem się i naprawdę radowałem się Jego Zbawieniem, łzy lały się
nieustannie, i ten nie do opisania dotyk Miłości Boga, powalił mnie w końcu na
kolana w dziękczynnej modlitwie do Pana Jezusa Chrystusa. Tego naprawdę nie da
się opisać.
I dopiero teraz odpocząłem w Panu, Amen.
Kiedy uświadomiłem sobie, że Pan Jezus nie zabił
grzechu we mnie, ale że mnie usunął i uczynił martwym dla grzechu w Nim, to
było wielkim objawieniem Pana Jezusa dla mnie z Jego łaski.
Wszystko, co otrzymuje uczeń Pana Jezusa
Chrystusa z Nazaretu jest Łaską, Jego Życie, Jego Ducha, Jego Ofiarę, Jego
Naturę, Jego Dary Ducha i wszystkie przymioty z Nim związane, zrozumienie Jego
Słowa, i przede wszystkim pokój, który pozwala odpocząć w Panu. To jego Wiara
mnie zbawiła, Wiara dana mi z Jego Łaski, kiedy poprosiłem Go o ratunek, On
usunął ze mnie wszystkie moje najgorsze cechy i uśmiercił je na Swoim Krzyżu.
Na niego spadł wyrok Boga za moje grzechy i to
Jego Krew mnie uczyniła sprawiedliwym.
Panie Jezu dziękuję
Ci za Golgotę i Twoją Wielką Ofiarę, za moje imię zapisane w Księdze Żywota
dzięki Twojej Łasce i przeogromnej, nie do ogarnięcia ludzkim rozumem Miłości,
dzięki Ci za Twoją Krew przelaną za moje grzechy, wielbię Cię Panie za Ducha Świętego,
którym mnie zapieczętowałeś, niech strumień Miłości Twojej niesiony przez Ducha
Twojego rozlewa się w sercach wszystkich wierzących, bez względu na podziały, w
jakich tkwią,
Tobie ufam i wierzę
czekając z drżeniem serca na Twoje przyjście.
Panie spraw bym był
gotów, kiedy powtórnie objawisz się światu.
I przyjdź jak
najprędzej po Swoją Oblubienicę,
Amen.
Pozdrawiam
wszystkich, którzy czytają to świadectwo i życzę wam jak najwięcej społeczności
z Panem Jezusem Chrystusem, oby Pan zerwał zasłony z oczu serc naszych byśmy
jak najwięcej zrozumieli i pojęli Go w takim zakresie, w jakim Pan zechce nam
Siebie objawić.
Amen.
Zbigniew
Kwiecień, lat 45, żona Ewa, syn Karol, brat wszystkich wierzących w zbawiającą
Ofiarę Pana Jezusa Chrystusa z Nazaretu i tych którzy ukochali Jego powtórne
przyjście.
Amen.
Ps. Cztery miesiące wstecz wydarzyło się coś wspaniałego w
moim życiu, Pan Jezus wysłuchał moich modlitw, nawrócił się mój syn (
piętnaście lat) do Pana Jezusa, a dwa miesiące temu, przyjęła Go moja żona (
tak ta twarda kobieta o pancerzu ze stali), jako swojego Zbawiciela, spełniło
się moje największe marzenie.
Wszyscy
staliśmy się Jego dziećmi, chwała Ci Panie Jezu.
Amen.
Co nie możliwe u ludzi, możliwe jest u Boga.
Amen.
Zbyszek, 6 marca 2003 rok.